Niechęć „Śmierć w miękkim futerku” (recenzja).

Niechęć

Śmierć w miękkim futerku”

Wytwórnia Krajowa, 2012

 „Śmierć w miękkim futerku” to śmierć na miarę naszych czasów, śmierć niespokojna i nagła, trwająca zaledwie 40 minut, śmierć z domieszka chemikaliów lub zbyt dużej prędkości na zbyt wąskim zakręcie.

 To nie jest przejażdżka po nieznanym, to jest przejażdżka po znanym ubranym w nieco inne, być może nawet i miękkie futerko. To co swoim krążkiem uczynił mi warszawski kwintet jazzowy, można jedynie porównać do tripów, które niegdyś sprowokował we mnie Contemporary Noise Sextet czy dawno temu za czasów pierwszej płyty Robotobibok. niechęćW polskim jazzie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku dzieje się wiele i jest to dzianie się, które w sposób niemalże automatyczny przywołuje dokonania „naszych” („nasi tu byli”) w latach 70-tych. Polish Jazz odcisnął swe „piętno” czy tez, po prostu, narobił śladów we współczesnej muzyce lotów ambitnych nie tylko tej jazzowej Stad, lecz także niejazzowej Stamtąd. Nie szukając daleko w nawiedzanym przez artystów świata Berlinie od dawna fascynacja polish jazzem daje swój wyraz na wszelkich elektronicznych, dancefloorowych produkcjach. DJ-e i producenci w ilości trudnej do wymienienia rżną jazz złotych polskich czasów aż…wióry lecą powiedzielibyśmy, gdyby szlo o rżnięcie drewna, a tu jednak mamy do czynienia z bardziej elastyczną materią. Podwaliny polishjazzowe są zatem ewidentnie niezależnie od kierunku naszych muzycznych poszukiwań. Sporo zamieszania na polskim rynku wydarzeń jazzowych dawno temu narobił Pink Freud, Robotobibokiem zachwycaliśmy się przez 3 kolejne płyty począwszy od roku 2000, Jazzpospolita zachwyciła nas niedawno w 2010 r. jako kolejna nadzieja post-polish jazzu a Niechęć powaliła z nóg, pozostawiając z myślą wprost z „Hydrozagadki” – „i o to chodzi, o to chodzi”. Tymczasem obok Niechęci i innych fusionowych zdarzeń jazzowych, które to układają się w gobelin eklektycznych i postmodernistyczny treści w Polsce cały czas aktywny jest niejako drugi nurt. Nurt rzeki, która jazz układa w melodie i frazy szalenie sercu miłe i bliskie. W tej rzece dłonie i twarze zanurzają raczej Ci którzy niegdyś w Komedzie ukochali nie tyle „bałagan dźwięków” co porządek frazy, takiej która także wskazuje na jazz amerykański spod znaku Charliego Parkera, Milesa Davisa bo już raczej nie Johna Coltrane’a. W tej rzece płynie Piotr Wojtasik, Sebastian Sołdrzyński, Joanna Gajda, Marcin Jahr czy debiutujący w zeszłym roku pianista Michał Wróblewski. W ich przypadku jazz to raczej umiłowanie light motywów i harmonii, Ci twórcy „psując” nas „dysharmonią” niemalże natychmiast naprawiają nasze serca melodią, która łagodzi każdą zasiana wcześniej w nas trudna myśl. Natomiast jazz nurtu Freudów, Robotobikokow i Niechęci to jazz trudny, frapujący, zmuszający do przejścia niejako w pojedynkę przez burzę dźwięków-emocji, pozorny chaos muzycznych zdarzeń. Z chaosu jednak zawsze rodzi się myśl najprawdziwsza, często o charakterze smutnym, niekoniecznie sowizdrzalskim, to jest myśl, która w następnym etapie przynosi nam jakieś ukojenie, które jednak generuje się w nas samodzielnie, nie za pośrednictwem melodii tzw. łagodzącej. Pod tym względem przejażdżka po dźwiękach Niechęć jest szalenie atrakcyjna, bo zostawia coś, co jest z nas i nas buduje, mimo, że na pierwszy rzut ucha melodia sieje zniszczenie i nie pozostawia w wymiarze czysto emocjonalnym nadziei. „Śmierć w miękkim futerku” to śmierć na miarę naszych czasów, śmierć niespokojna i nagła, trwająca zaledwie 40 minut, śmierć z domieszka chemikaliów lub zbyt dużej prędkości na zbyt wąskim zakręcie. To wreszcie śmierć, która odrywa się od istoty śmierci, bo w jej chwili nie staje się kulminacja życia i jego pochwały. Spokój i nadzieja na nowe przychodzą po wyłączeniu płyty, niejako pośmiertnie. Niechęć zafundowała nam płytę eklektyczną ze wszech miar, jest tu miejsce zarówno na przejażdżki po frazach quasi filmowych, są tu „zagrywki” sugerujące intrygę, akcje i zdarzenia. Spora część płyty powiedzielibyśmy jest sfabularyzowana, przynosi opowieści z konkretnym bohaterem i narratorem, nie zawsze jest to narracja pierwszoosobowa, często nasz bohater pędzi a my jego pędowi przypatrujemy się z boku, z góry, z dołu („Taksówkarz”). „Śmierć…” to także „utwory odpoczynki”, stacje PKS w szczerym polu („Relaks Dub”), na którym wiatr hula niegroźnie, choć nie jest nam miłym wiatrem, lecz zapowiedzią kolejnej gonitwy. Bohaterowie opowieści częste swe futerka zamieniają na skory z ćwiekami, drapiące swetry lub kwiaciaste koszule, w których kwiat ściele się na wzór LSD uniesień. Na albumie odnajdziemy sporo skrawków core’owo brzmiących gitar, mocnej demonicznej perkusji i szaleńczo psychodelicznej gitary, której wtórują nierzadko saksofony („Drugi turnus w Pucku”) . „Śmierć w miękkim futerku” to bardziej efekt synergii, niż zwyczajna fuzja emocji i dźwięków. Istotne choć niesłyszalne wprost, działające na nas raczej na poziomie nieświadomym są dźwięki generowana przez Lady Aarp (harfa + dub elektronika) w „Relaks Dub” i „Śmierć w miękkim futerku”. Najbardziej radiowy „Taksówkarz” zaś konstytuuje intrygę treści dodanych poprzez synth brzmienia DJ FEEl-X, którego nie podejrzewalibyśmy o udział w jazzowym przedsięwzięciu, ani przez chwilę. Skoro płyta konstruuje się poprzez dźwięki, warto wymienić wszystkie instrumenty, które tę płytę uczyniły, a są to kontrabas, perkusja, gitara basowa, fortepian, syntezatory, gitara, saksofony, harfa, efekty synth-DJ-skie. To jest instrumentarium naszych czasów, kompatybilne z tym, co dzieje się w rzeczywistości roku 2012. Niechęć debiutanckim krążkiem następującym po EP-ce przełomu 2009/2010 stalą się zespołem który bezkonkurencyjnie ustawia się w pierwszym rządku koncertowych, jazzowych uniesień. Warto grupy wypatrywać w klubach naszego kraju i być na żywo w czasie muzycznych opowieści. Niektórym wakacyjnym poszukiwaczom brzmień udało się to oglądając grupę na scenie „Alter Space” na openerowym festiwalu. Niechęć pełnowartościowym krążkiem tym samym weszła na mainstreamowe salony, niemaistreamowej „Wytworni Krajowej” która pod swoimi skrzydłami trzyma Braty z Rakemna czy Milcz Serce. „Śmierć w miękkim futerku” jawi mi się jako pozycja obowiązkowa jazzowych zdarzeń muzycznych, nie tyle polskich co światowych.

Monika Petryczko – „EleWator”nr 1/2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę