Gram w całej Polsce, na co dzień jako dziennikarka muzyczna, DJ-ka, producent eventów artystycznych i specjalistka od niekonwencjonalnych działań promocyjnych stacjonuję w Szczecinie. To tu związana jestem z największymi instytucjami i placówkami kulturalnymi jak: 13 Muz, Szczecińska Agencja Artystyczna, Teatr Kana, Filharmonia Szczecińska czy Akademia Sztuki. Niewielka odległość pomiędzy Szczecinem i Berlinem sprawia, że często i tam działam we współpracy z DJ-ami i artystami (Paralell Agency). Berlin to także dla mnie miejsce nieskończonych inspiracji i podbojów rowerowych (jestem dumną posiadaczką tzw. „ostrego koła). Wycieczki zarówno na zachód Europy jak i, przeciwnie, w głąb Polski sprawiają, że zawsze o muzyce dowiaduję się czegoś nowego. Najczęściej dzieje się tak za sprawą ludzi, pozornie przypadkowych spotkań, czy miejsc, w których muzyka po prostu jest obecna.
Na moje obecne upodobania wpływ miało mnóstwo czynników, jak zresztą na każdego z nas. W domu starsza siostra kolekcjonowała czarne płyty począwszy od Beatlesów, poprzez Milesa Davisa a na polskim rocku kończąc. Rodzice natomiast, jak cała Polska w ówczesnych czasach, oglądali „Opola” i „Sopoty”. Mama jako miłośniczka form wyższych regularnie odwiedzała Szczecińską Operetkę a siostra przynosiła partytury ze Szkoły Muzycznej. W domu na wzorzastym dywanie stało pianino, odzywające się w czasie szczególnych uroczystości, na którym grać potrafiła tylko siostra. Rękę dam sobie uciąć twierdząc, że do nieprzytomności ćwiczyło się wtedy w każdym domu z pianinem „Dla Elizy”. Później to „dla” przeradzało się w „do” i wieczorami słuchało się już raczej „Do Ani” Kultu z czarnej płyty. Nuty, brzmienia, dźwięki i całe frazy układały się zatem w melodyjne gobeliny, które towarzyszą mi do dziś.
Moje niezależne pierwsze dorosłe zachwyty lokowały mnie na wszystkich rockowych koncertach odbywających się w Szczecinie, na długo jednak przed nimi stałam się fanką mądrych, śpiewających Polek spod znaku: Kayah, Nosowska, Jopek. Gitarowy szał przekładał się w zakup płyt Pogodna, PJ Harvey, LCD Soundsystem, C.K.O.D. i wielu, wielu innych.
W muzyce, także od zawsze, ceniłam sobie słowo stąd na „ołtarzyku” znajdują się po dziś dzień krążki Raz Dwa Trzy, Osieckiej, Groniec, Turnaua, Starszych Panów etc. Jazz i jego delikatne odmiany kręciły mnie również, szczególnie w odsłonach piosenkowych Bemibeka czy Zauchy. Późniejsze natomiast doświadczenia z jazzem każą mi niezmiennie wracać do jazzu noisowego spod znaku Robotobiboka, Pink Freud czy delikatniejszych Mikromusic.
Muzyka filmowa? Także od zawsze: Od wzruszającego walca z „Nocy i Dni” poprzez „Nóż w wodzie”, „Children of Sanchez”, „Bandytę”, ale i elektroniczną Lolę z „Biegnij, Lola biegnij” czy fenomenalny soundtrack z „Human Traffic”.
Równie mocno rusza mnie delikatna „Amelia”, „Trio z Belleville” czy wszystkie oldschoolowe piosenki z filmów Tarantino. Dziś poszukując muzyki zależy mi na znajdowaniu w niej jakiejś bliżej nieokreślonej prawdy, jak choćby ta, którą krył funk Jamesa Browna czy Steviego Wondera, jak ta, którą krył pop Michaela Jacksona i Madonny, jak ta, którą obecnie można znaleźć za pośrednictwem Henrika Schwarza, Daft Punk, Paul Kalkbrennera, Hidden Orchestry, Gus Gus, Buraka Soundsystem, czy wreszcie mojego ulubionego publicysty Łony.
Nie daję i nie dajmy się zwieść identycznie brzmiącym piosenkom okrojonych playlist radiowych…Umówmy się niektórych śpiewających pań (w czasie 2:30 na piosenkę) nie idzie odróżnić, a tymczasem jest tyle wspaniałej muzyki. Tylko słuchać, tylko tańczyć.
„Muzyka jest wszędzie i nawet tam, gdzie myślisz, że jej nie ma to ona właśnie tam jest” Budyń!